–
Mówię ci, to było przeznaczenie!
–
Nie wydaje mi się, by istniało coś takiego jak przeznaczenie, nie bądź ignorantem
mój najdroższy. To ludzie są twórcami swojego losu i piszą swoje własne
historie. – powiedziała miękko
aczkolwiek stanowczo dziewczyna i pociągnęła łyk piwa z pękatego kufla.
Siedzący naprzeciwko niej chłopak wyglądał, jakby chciał odpowiedzieć coś
kąśliwego, jednak po chwili porzucił swój zamiar i tylko pokręcił głową
zrezygnowany.
Oparty
luzacko o kontuar baru Harry wcale nie dziwił się temu biedakowi. Obserwował
ukradkiem tę dziwną parę od jakiegoś czasu i mógł z całą pewnością stwierdzić,
że dziewczyna była ciężkim przeciwnikiem w dyskusji. Jakiego tematu by nie poruszyli,
ona po chwili znajdowała odpowiedni argument, bądź kontrargument, którym mogła
poprzeć swoje racje.
„Catherine”,
bo takie imię nadał w myślach dziewczynie, bardzo mu się spodobała. Nie
chodziło tylko o jej ponadprzeciętną urodę, a musiał przyznać, że była
nadzwyczajnie piękna. Miała taki delikatny, dziewczęcy typ urody, który
przywodził na myśl coś wyglądało na kruche i delikatne z zewnątrz a w
rzeczywistości było twarde w środku. Jak jasny kryształ osadzony na skalnej
ścianie ciemnej jaskini, który momentalnie zwraca uwagę potencjalnego
spedytora. Jednak i tak największe wrażenie zrobił na nim sposób, w jaki
wypowiadała każde słowo – podniośle a wręcz z emfazą, przeciągając każdą
pojedynczą głoskę, jakby nie znajdowała się w obskurnym pubie sącząc tanie
piwo, a na deskach teatru odgrywając rolę szalonej Ofelii. Jednocześnie miała
przy tym tak nieobecny wzrok, jakby myślami znajdowała się gdzieś daleko we
własnym ogrodzie wyobraźni. W trakcie swojej obserwacji Harry zauważył, że
uśmiechała się co chwilę pod nosem w najmniej odpowiednich momentach, co tylko
utwierdziło go w przekonaniu, że mimo aktywnego udziału w rozmowie, myślami
była zupełnie gdzieś indziej. To było doprawdy imponujące – mieć tak podzielną
uwagę, by bujać w obłokach i jednocześnie udzielać swojemu rozmówcy nie tylko
sensownych ale przede wszystkim mądrych odpowiedzi.
Jej
towarzysz z kolei wydał mu się dość bezbarwny i Harry z zadowoleniem
stwierdził, że tytuł najprzystojniejszego mężczyzny na sali należy do niego
samego. Zupełnie nie przeszkadzał mu fakt, że konkurencję miał raczej mierną –
oprócz niego i wspomnianego towarzysza „Catherine”, w obskurnym pubie nie było
nikogo innego. Nawet barczysty barman George, który był jednocześnie
właścicielem tej speluny, zniknął na zapleczu jakieś pół godziny temu. Swoją
drogą co ten typek tak długo tam robi? Harry przyszedł tylko odebrać na
polecenie swojej szefowej jakąś fakturę, a wyglądało, jakby właściciel musiał
się po nią udać na drugi koniec miasta. Zaczął ze zniecierpliwieniem stukać obcasem
pantofla o drewnianą podłogę. Tak naprawdę, to miał na nogach znoszoną parę
adidasów, ale załatwiając sprawy dla szefowej lubił sobie wyobrażać, że jest
ubrany w drogi garnitur i stylowe mokasyny.
Głęboko wierzył w to, że kiedyś w życiu osiągnie
taką pozycję, że adidasy będzie zakładał tylko i wyłącznie na poranny jogging z
osobistym trenerem. Albo trenerką, byle ładną i kształtną. Od dziecka marzył,
by być w przyszłości kimś więcej, niż tylko szarym, bezimiennym pracownikiem
jakiejś podejrzanej korporacji, lub co gorsza zabiedzonym stoczniowcem, z
rękoma poniszczonymi od ciężkiej pracy fizycznej. Najbardziej podobała mu się wizja siebie
samego jako światowej sławy muzyka lub aktora, który stojąc na czerwonym dywanie
uśmiecha się zniewalająco w stronę zgromadzonego tłumu fanów i paparazzich.
Może i było to trochę próżne z jego strony, ale nie mógł nic poradzić, że
urodził się z osobowością performera. Od małego lubił, gdy ludzie zwracali na
niego uwagę i zawsze robił wszystko, by te zainteresowanie swoją osobą jak
najdłużej utrzymać. I choć jego teatralne gesty i przesadnie dramatyczne pozy
stały się z czasem ulubionym obiektem kpin wśród znajomych, to on nie zamierzał
nigdy rezygnować z tej części samego siebie. Uważał, że oprócz wrodzonego
talentu aktorskiego i muzycznego miał też wszystkie inne predyspozycję, by
zostać gwiazdą. Był przystojny, wystarczająco inteligentny i zabawny a barwna
osobowość była tego wszystkiego doskonałym dopełnieniem. Dziewczyny szalały za
jego zielonymi oczami, co chwilę też słyszał od nich komplementy odnośnie
„burzy uroczych loczków” na głowie, jak zwykle określały jego włosy. Wszystko
to sprawiało, że czuł się w swojej własnej skórze nawet lepiej niż doskonale. Harry
wiedział jak zrobić pożytek ze swoich licznych
talentów – brał udział w szkolnych przedstawieniach, musicalach, konkursach
piosenki i innych tego typu wydarzeniach, jednak cały czas czuł niedosyt i
wiedział, że musi mierzyć coraz wyżej. Jednak było pewne ale.
Oprócz
tego, że pragnął zostać gwiazdą, w zasadzie nie miał bardziej sprecyzowanego
pomysłu na siebie. Nigdy nie lubił tego idiotycznego określenia „pomysł na
siebie”, ale musiał przyznać, że w obecnej sytuacji stanowiło to dla niego nie
lada problem. Po prostu brakło mu zamysłu, czym konkretnie i w jaki sposób
mógłby się wybić z całej rzeszy nastolatków z podobnymi aspiracjami.
–
Wybacz młody, nie mogłem tego znaleźć w stercie innych papierów – zachrypnięty
głos barczystego barmana wyrwał go z zamyślenia.
–
Spoko George, nigdzie mi się nie spieszyło – uraczył mężczyznę łaskawym
spojrzeniem, po czym chwytając od niego świstek papieru zeskoczył z wysokiego
stołka. Już miał się zbierać do wyjścia, lecz postanowił jeszcze na odchodnym
spróbować swojego szczęścia.
–
W sumie to jednak trochę się naczekałem, może zaserwujesz mi piwo na koszt
firmy?
–
Nie bądź śmieszny młody, przecież doskonale wiem, że jesteś niepełnoletni.
George
zganił go wzrokiem, jednak po chwili uśmiechnął się przyjaźnie. Mimo wszystko
lubił tego swawolnego dzieciaka, przez którego wredna kierowniczka okolicznej
piekarni załatwiała różne służbowe sprawy. Swoją drogą współczuł mu, że musiał
pracować dla takiej jędzy. Z tego co wiedział, to ta Margaret nieźle dawała popalić swoim
pracownikom, zwłaszcza tym najmłodszym.
Harry
westchnął z nieukrywanym zawodem, nierad, że nie udało mu się podpuścić
George’a. Kątem oka dostrzegł, że zupełnie niepostrzeżenie po jego lewej stronie
pojawiła się jasnowłosa postać. Obrócił leniwie głowę, by spojrzeć prosto w
twarz dziewczyny, którą wcześniej obserwował – „Catherine”. W pierwszej chwili
pomyślał, że przyszła zamówić kolejne piwo, jednak nic takiego nie padło z jej
ust. Właściwie to nawet nie skierowała się w stronę barmana. Dopiero po chwili,
szczerze zaskoczony uzmysłowił sobie, że jej spojrzenie utkwione było w nim
samym. Wpatrywała się w niego tak bez słowa, a on poczuł dziwne mrowienie
gdzieś w podbrzuszu. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło, aby czyjś wzrok go
skrępował, wręcz przeciwnie – przecież uwielbiał zwracać na siebie uwagę. Lecz
w tamtym momencie nie robił nic, by wzbudzić czyjeś zainteresowanie, a mimo to
stał się obiektem intensywnej obserwacji. W jej spojrzeniu było coś, czego nie
mógł rozgryźć. Było z jednej strony natarczywe i bezczelne, a z drugiej
całkowicie pozbawione emocji. Jakby takie gapienie się na człowieka dłużej niż
kilka sekund było na porządku dziennym. Po chwili jednak przyszło mu do głowy,
że może dziewczyna znowu odpłynęła gdzieś w głąb świata fantazji. Mimo iż miała
oczy skierowane prosto na niego, to prawdopodobnie nawet go nie dostrzegała.
Tak, to musi być to. Odprężył się dzięki sensownemu wytłumaczeniu podsuniętemu
przez własny mózg i już spokojniejszy odwrócił od niej swój wzrok.
Harry
nie zdawał sobie sprawy, że wcześniejsza autosugestia była tak dalece błędna,
jak to tylko możliwe. Blondwłosa piękność nazwana przez niego „Catherine”, z
całą pewnością nie odpłynęła nigdzie myślami – wręcz przeciwnie – lustrowała
jego osobę z rosnącym zainteresowaniem. Mimo, że miał na sobie ciemny płaszcz
okrywający większość ciała, wydał jej się bardziej barwny w porównaniu z resztą
ludzi, których ostatnio spotkała. Dzięki temu dziwnemu odczuciu miała wrażenie,
że gdzieś już go widziała. Zaczęła wertować w pamięci wszystkie sytuacje i
twarze z ostatniego okresu, lecz bez rezultatów. Zawiedziona postanowiła
zapytać go wprost.
–
Ej.
Harry
odwrócił zdziwiony głowę. Nie wiedział czy dziewczyna zwracała się do niego,
czy może do barmana, jednak smukły palec wskazujący, wycelowany prosto w jego pierś,
rozwiał wszelkie wątpliwości.
–
Jesteś idolem nastolatek? – zapytała bez ogródek przekrzywiając głowę niczym
ciekawski szczeniaczek. Harry znowu poczuł się zbity z tropu. Te pytanie wydało
mu się kompletnie niedorzeczna i w pierwszej chwili nie wiedział jak ma
zareagować.
–
Nie jestem, ale chciałbym być – odpowiedział w końcu decydując się na
szczerość. Wyglądała, jakby ta informacja nie zrobiła na niej najmniejszego
wrażenia. W ogóle cała wyglądała i zachowywała się, jakby nic na tym świecie
nie było w stanie jej zdziwić, pomyślał skonsternowany.
–
Och. Teraz rozumiem.
Harry
chciał się natychmiast dowiedzieć co takiego zrozumiała, ale powstrzymał się
gdy zauważył, że dziewczyna ponownie otwiera usta.
–
W takim razie będziesz idolem
nastolatek – powiedziała z takim przekonaniem, że zrobiło mu się przyjemnie jak
nigdy. Cieszył się, że ktoś go dostrzegł mimo, iż nawet nie popisał się niczym
ciekawym. Nagle uleciało z niego całe wcześniejsze zmieszanie. Zrobił dwa kroki
w jej stronę. Gdzieś z tyłu głowy przemknęła mu wizja oszalałej, bijącej go
trzepaczką szefowej, ale szybko ją od siebie odsunął bo poczuł nieodpartą
ochotę, aby podyskutować trochę z tą ekscentryczną dziewczyną.
–
Dlaczego tak myślisz? – zapytał zadowolonym głosem wyjmując ręce z kieszeni, bo
przypomniały mu się mamine wykłady o kulturze względem rozmówcy. „Catherine”
wzruszyła ramionami. Ciężko jej było wytłumaczyć całkowicie obcej osobie swoje
niecodzienne odczucia.
–
Po prostu widzę to w tobie. Masz takie usta, jakbyś często operował głosem.
Harry’ego
zdziwiła jej umiejętność trafnej obserwacji. A przecież wcześniej wydawało mu
się, że nie była zainteresowana takimi przyziemnymi sprawami.
–
Co nie oznacza, że od razu będę sławny – rzucił wyzywająco, ciekaw jakim argumentem
zamierza wybrnąć z tak postawionej sprawy. Dziewczyna także była zaciekawiona
obrotem sytuacji. Zauważyła, że od samego początku biła od niego pewność siebie,
którą teraz próbował nieudolnie schować do kieszeni. Co chciał tym osiągnąć? Z
pewnością był jeszcze bardziej interesującą osobą, niż za jaką go wzięła na
początku.
–
Wystarczy trochę się postarać, kędzierzawy chłopaku. – Harry momentalnie
roześmiał się na jej dziwaczne określenie. Ona nic sobie z tego nie zrobiła i
kontynuowała z bezbrzeżnym spokojem w głosie – Wiesz, widziałam w telewizji
takiego chłopaka. Leo? Lub Liam? Jakoś tak. To był ten cały X-factor, ale mogę
się mylić bo słabo się znam na telewizji.
Harry
słuchał z rosnącym napięciem jej wywodu. Nie kojarzył żadnego wybitnego Leo czy
Liam’a, który brał udział w tym programie, więc był niezmiernie ciekaw, co dziewczyna
zamierza mu w ten sposób przekazać.
– No i ten Leo był całkiem słodki i nieźle
śpiewał, ale czułam, że czegoś w nim brakowało. – mówiła dalej melodyjnym
głosem – Najpierw chyba przeszedł do następnego etapu, ale później odpadł. Najwyraźniej
jurorzy byli tego samego zdania co ja.
„Catherine”
zamilkła, kończąc swoją wypowiedź bez żadnej puenty. Po prostu wpatrywała się w
niego jak gdyby nigdy nic i Harry poczuł lekkie zniecierpliwienie. Czy nikt tej
dziewczyny nigdy nie uświadomił, że tego typu wypowiedź powinna kończyć się jakąkolwiek konkluzją?
–
A co to ma wspólnego ze mną?
–
Czy to nie oczywiste? – Harry mógłby przysiąc, że usłyszał w jej głosie lekkie
rozbawienie. Wypuścił głośno powietrze z płuc przewracając oczami.
–
Nie do końca.
–
Tobie tego czegoś nie brakuje.
***
Gdy pół godziny później wchodził do piekarni, w
jego głowie cały czas odbijały się echem słowa dziewczyny – „Tobie tego czegoś
nie brakuje”. Próbował dowiedzieć się o co jej konkretnie chodziło, ale wtedy
podszedł jej towarzysz ze stolika oznajmiając cierpkim głosem, że muszą się
zbierać. „Catherine” uśmiechnęła się do Harry’ego w krzepiący sposób a on czuł
narastającą frustrację i niedosyt z powodu gwałtownie przerwanej rozmowy. Był
pewien, że ten chłopak zrobił to specjalnie. Wydawał się być po prostu
zazdrosnym frajerem, któremu nie spodobało się, że ktoś inny skradł uwagę
pięknej dziewczyny. Będąc już przy wyjściu obróciła do niego głowę, uśmiechnęła
się po raz ostatni rzucając ciche „do zobaczenia” po czym oboje zniknęli za
drzwiami. W pierwszej chwili chciał podążyć za nimi, chciał jeszcze choć przez
chwilę porozmawiać z „Catherine”. Jednak po kilku sekundach darował sobie te
zamiary, bo zdał sobie sprawę, że mogłoby to nie spodobać się jej chłopakowi,
czy kimkolwiek był dla niej ten arogancki typ. Wizja złamanego w bójce nosa
wywołała u niego nieprzyjemny dreszcz, więc odczekał jeszcze kilka chwil, zanim
opuścił pub na dobre. Barman George stwierdził, że nigdy wcześniej nie widział
tej dziewczyny, więc Harry doszedł do wniosku, że razem ze swoim towarzyszem
musieli być parą turystów, których nie wiadomo w jakim celu przywiało do tej
dziury. A więc szanse na ponowne spotkanie zmalały prawie do zera. Zwłaszcza,
że dziś był ostatni dzień weekendu i nieliczni turyści, którzy zawitali
kiedykolwiek w progach Holmes Chapel, zawsze zmywali się stąd wraz z kończącą
się niedzielą.
Tak jak wcześniej przewidział, szefowa była na
niego wściekła, jednak Harry’ego niewiele to obeszło. Jego myśli krążyły wokół
zupełnie innych spraw. Stał przed nią z nieprzytomnym wzrokiem podczas gdy ona
opieprzała go od góry do dołu, bryzgając śliną jak rozjuszony pies. Jego mózg
zarejestrował ledwo kilka pojedynczych słów typu „oszołom” czy „niewydarzony”,
lecz większa część jego myśli skupiona była wokół dziwnej Catherine i
muzycznych programów telewizyjnych. Kalkulował intensywnie swoje szanse
dostania się do X-factor’a, jednocześnie układając listę potencjalnych
piosenek, które mógłby zaśpiewać na przesłuchaniach.
–
Ej gówniarzu! – zbulwersowany wrzask szefowej w końcu sprowadził go na ziemię.
Stała przed nim zasapana i cała czerwona ze złości. – Nawet twój mętny wzrok
wskazuje na to, że musisz być jakiś niedorobiony! Albo co gorsza bierzesz
narkotyki!
–
O tak, biorę je bez przerwy! Najczęściej daję sobie w żyłę tuż przed pójściem
do pracy! – odpowiedział skwapliwie mając całkowicie gdzieś co kobieta sobie o
nim pomyśli. Od kiedy zmieniło się kierownictwo, ciężko tu było wytrzymać, więc
stara wiedźma mogła go sobie wyrzucić na zbity pysk. On od kilku minut i tak
miał już sprecyzowane plany na najbliższą przyszłość, a usługiwania tej jędzy
na pewno w nich nie było. Szefowa zapowietrzyła się, po czym wskazała mu drzwi.
Harry odszedł więc sprężystym krokiem i pomachał jej przyjaźnie na do widzenia,
co tylko rozsierdziło ją jeszcze bardziej. Wybiegła za nim i wymachując pięścią
odgrażała się, że jak jeszcze raz go zobaczy, to poszczuje go swymi psami. On
tylko śmiał się w głos i już nie wiedział, czy to z irracjonalnego zachowania
szefowej, czy może z powodu uczucia lekkości na duszy, związanego z tym, że
kończył pewien etap w życiu i już szykował się do rozpoczęcia następnego.
–
O tak droga Catherine, do zobaczenia
– zaśpiewał pod nosem w rytm skocznej melodii. W tej chwili przepełniały go
najróżniejsze emocje, lecz przede wszystkim nie mógł doczekać się wcielenia
swoich planów w życie. Był niezmiernie wdzięczny tej dziewczynie, że otworzyła
jego umysł na coś tak oczywistego, czego wcześniej jednak nawet nie brał pod uwagę. Słowa,
którymi go pożegnała, teraz nabrały nowego znaczenia. Być może Harry już nigdy
więcej jej nie zobaczy, ale był za to pewien, że ona wkrótce go ujrzy, a już na
pewno usłyszy jego głos.