Leżący w salonie telefon
rozdzwonił się jak szalony, a każdy kolejny sygnał przeplatał się z trzaskiem
rozbijanej o podłogę ceramiki. Ciemne kafelki w ciasnej jak schowek na miotły
kuchni, usłane były teraz różowymi odłamkami, nad którymi pochylała się
jasnowłosa dziewczyna. Jeszcze przed minutą te odłamki stanowiły komplet jej
ulubionych kubków; teraz przepadły na amen, ale ona i tak zastanawiała się, czy
uda się jeszcze coś z nich uratować. To
już trzy stłuczone kubki tego dnia, co
dawało razem sześć w tym tygodniu, a jedenaście w tym miesiącu. Natrętny
telefon nie przestawał dzwonić, a April Wayden myślała tylko o tym, że jak tak
dalej pójdzie, to nie będzie miała z czego napić się kawy. Dopiero gdy
skaleczyła się w palec ostrą krawędzią porcelanowego odłamka, oprzytomniała
nieco i uzmysłowiła sobie, że hałaśliwy telefon domaga się jej uwagi. Nigdy nie
była za pan brat z nowinkami technicznymi, i to co dla większości jej rówieśników
było czymś całkowicie naturalnym, dla niej stanowiło skomplikowaną i
niepotrzebną do życia machinerię. Nawet obsługa najzwyklejszego telefonu
komórkowego sprawiała jej pewne trudności i nie zawsze kojarzyła fakt
wygrywania przez komórkę melodii z rozmową przychodzącą.
April
wstała chwiejnie i pobiegła w podskokach do salonu. Trochę ją zamroczyło i
ledwo dotarła do komody, na której dźwięczała i wibrowała jej komórka. Przez
ostatnie dni jadła tyle co kot napłakał, więc dziwne było, że w ogóle miała
jeszcze siłę się ruszać.
–
Słucham? – przyłożyła poł-przytomnie aparat do ucha, nawet nie patrząc na ID
rozmówcy.
–
Jak zwykle odbierasz dopiero za dziesiątym razem! – rzucił oskarżycielsko męski
głos w słuchawce. – Ty naprawdę jesteś nieprzystosowana do życia w
społeczeństwie!
April
westchnęła cicho, gdy uświadomiła sobie kim jest jej rozmówca. Nagle poczuła
falę wszechogarniającego zmęczenia, która zaczęła zalewać jej umysł i
ciało.
–
Cześć Allen – szepnęła do swojego byłego chłopaka i oparła czoło o zimną szybę
przybrudzonego okna. Przez te dziwne uczucie znużenia ledwo utrzymywała telefon
przy uchu. – Ostatnio dzwonisz niesłychanie
często.
–
I chyba przestanę to robić, skoro zawsze spotykam się z takim niemiłym
powitaniem. Jesteś naprawdę bez serca April. – powiedział Allen rozżalonym
tonem a w jej wyobraźni mimowolnie pojawił się makabryczny obraz klatki
piersiowej z ogromną czarną dziurą w miejscu, gdzie powinien znajdować się
wspomniany przez niego narząd. –
Chciałem tylko sprawdzić co u ciebie…
–
Potłukłam dziś trzy ulubione kubki.
–
Mogę ci oddać kilka swoich, wystarczy tylko, że mnie do siebie zaprosisz.
–
One były niezastąpione.
–
Znowu zaczynasz z tymi swoimi dziwactwami, czy ty nie możesz być…
–
To były moje ulubione kubki – przerwała mu zasmuconym głosem. To była prawda.
April wygrała ten uroczy komplet w szkolnym konkursie na najlepszy projekt
nowoczesnego schroniska dla zwierząt, jeszcze w zamierzchłych czasach gimnazjum.
Kubki były wściekle różowe, z napisem głoszącym „Make your life pink”, a kawa
smakowała w nich o niebo lepiej, niż w zwykłej filiżance. A teraz przepadły i
to na domiar złego wszystkie trzy na raz.
–
Czy ty nie możesz być normalna? – ponowił swoje pytanie Allen poirytowanym
tonem. – To tylko kubki April, rozumiesz?
April
nie rozumiała. Te „tylko kubki” przypominały jej o czasach, w których wyraźnie
widziała cel swojego życia. Dziś wszystko wyglądało zupełnie inaczej, a wraz z
widokiem walających się po podłodze różowych odłamków, czuła, że jest o krok od
utraty własnej tożsamości.
–
Do widzenia Allen – powiedziała wypranym z emocji głosem, gotowa się rozłączyć.
–
April! April, czekaj… Jak zwykle nie można z tobą dojść do porozumienia przez
telefon. Spotkamy się? – zapytał z nadzieją w głosie.
–
O ile na siebie gdzieś nie wpadniemy, to pewnie nie. Miłego dnia! – pożyczyła
mu na koniec i nacisnęła czerwoną słuchawkę. Odłożyła telefon na rozlatującą
się komodę i ogarnęła wzrokiem swoje małe mieszkanko. Wszystko tutaj, począwszy
od wyposażenia po przybrudzone ściany gryzło się ze sobą kolorystycznie i chyba
jeszcze nigdy nie było odnowione. W pękniętym lustrze wiszącym na ścianie obok
tandetnego regału ze sklejki, natrafiła na swoje odbicie. Nigdy za specjalnie
nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu, lecz tym razem wyjątkowo
zaniepokoiło ją to, co zobaczyła. Zmęczona i zabiedzona twarz nie przejawiała
żadnych żywych kolorów, a liczne piegi na policzkach i nosie wydawały się kompletnie
wyblakłe. Tak samo oczy, które jeszcze do niedawna błyszczały intensywną zielenią,
teraz były dziwnie mętne i puste. April przeczesała niechlujnym ruchem ręki
matowe włosy w kolorze dojrzałej pszenicy. Wzdrygnęła się mimowolnie, bo były
szorstkie i przypominały w dotyku wełniany sweter. W tej chwili musiała
przyznać się przed samą sobą, że było z nią bardzo źle. Nawet gorzej niż w
ciągu ostatnich kilku tygodni.
–
Chyba się rozpłaczę – stwierdziła boleściwie i opadła bez życia na wysłużoną,
skórzaną kanapę. Miała wrażenie, jakby zamieniła się z kimś innym na życie, bo
przestała cokolwiek poznawać, nawet własne odbicie w lustrze. Wszystko wokół
zdawało się wirować z zawrotną prędkością, a ona nie mogła wychwycić momentu, w
którym pojawiają się drzwi z napisem „WYJŚCIE EWAKUACYJNE”.
April
nie pamiętała, kiedy ostatni raz płakała. Było to chyba jakieś 5 lat temu, gdy
zobaczyła na ulicy skomlącego, przymierającego głodem starca. Od tamtej pory nie
doświadczyła równie traumatycznej sytuacji, a że nigdy nie była za specjalnie
emocjonalna, więc już całkiem zapomniała jak to jest. Pomyślała, że teraz byłby
idealny moment na płacz, jednak łzy nie przychodziły. Leżała wpatrując się
półprzytomnie w sufit i próbowała wyobrazić sobie swoje dalsze życie, jednak
żaden sensowny scenariusz nie przychodził jej do głowy.
Od kiedy rozstała się z Allen’em wszystko jawiło
się jako jakieś dziwne i nierealne, a najprostsze życiowe czynności zdawały się stanowić wyzwanie ponad ludzkie
siły.
To
nie tak, że April była w czarnej rozpaczy od momentu, w którym oznajmiła mu, że
każde z nich powinno pójść w swoją stronę; nic z tych rzeczy. Właściwie to nie czuła
większego żalu w związku z rozstaniem i nadal żywiła do niego ciepłe uczucia.
Zawiodła się jedynie, gdyż okazał się kimś innym, niż myślała na początku.
Allen
Walker był jej pierwszym i zarazem jedynym przyjacielem, jakiego miała w całym
swoim życiu. Poznała go na początku szkoły średniej na kursie przygotowującym
do egzaminów wstępnych na medycynę. Od razu zwrócił jej uwagę swoją
determinacją by dostać się na najlepszą akademię medyczną w kraju. Jednak to
nie było wszystko. Jako jedna z nielicznych osób nie stronił od niej; wręcz
przeciwnie. Od ich pierwszego spotkania zabiegał o jej względy, a ona nie mogła
zrozumieć co nim może kierować. Z reguły ludzie unikali jej od momentu, gdy
padało jej nazwisko, ale ona już dawno przestała czuć smutek czy dyskomfort z tego
powodu. Żyła samotnie czerpiąc przyjemność z drobnych rzeczy. Allen’a zdawało
się w ogóle nie obchodzić jej pochodzenie ani to, jakie plotki krążyły wokół
jej osoby. Chodził za nią jak wierny szczeniaczek, rzucając absurdalnymi
żartami, które z dnia na dzień coraz bardziej podbijały jej serce. Zaczęli
spędzać ze sobą coraz więcej czasu i nim April zdążyła się zorientować, zostali
najlepszymi przyjaciółmi. Przy boku Allena codziennie doświadczała całkowicie nowych
uczuć i emocji, którymi przesiąkła do głębi serca. Jako, że była kompletną
nowicjuszką w tych sprawach, bardzo długo zajęło jej uzmysłowienie sobie, że
Allen liczy na coś więcej niż tylko przyjaźń. Choć nie mogła jednoznacznie
stwierdzić, czy odwzajemnia jego romantyczne afekty, z czasem zgodziła się na
bardziej zażyłą relację. Wszak Allen był inteligentny, przystojny, imponował
jej swoją ambicją i miała wrażenie, że jest jej bratnią duszą.
Trzymali
się więc razem przez cały okres szkoły średniej, następnie po zdaniu
horrendalnie trudnych egzaminów wstępnych, dostali się na najlepszą akademię
medyczną w kraju. April cieszyła się jak dziecko, że dzięki Allen’owi jest o
krok bliżej spełnienia swoich marzeń. Może i jej nastawienie było nieco naiwne,
ale chciała pomagać ludziom i dawać z siebie wszystko jako najlepszy chirurg na
świecie.
Rodzice
April od początku byli negatywnie nastawieni do tego pomysłu, gdyż od zawsze
liczyli, że córka obierze życiową ścieżkę powiązaną z rodzinnym biznesem. Nie
uzyskiwała od nich żadnego wsparcia w swoich dążeniach, nieustannie próbowali
podciąć jej skrzydła wmawiając, że jako osoba ledwo umiejąca zadbać o samą
siebie, na pewno nie będzie umiała zająć się zdrowiem i życiem innych ludzi. April
zawsze bardzo kochała i podziwiała rodziców, więc ich postawa wobec jej
pragnień złamała jej serce. Tym bardziej więc przywiązała się do Allen’a i w
końcu przystała na jego propozycję zamieszkania razem. Wynajęli wspólnie małe
mieszkanko w śródmieściu Londynu, które utrzymywali z prac dorywczych i dzięki
pomocy finansowej rodziców Allen’a.
Na
początku „zabawy w dom” jak myślała o tym czasem April, było między nimi równie
kolorowo jak za czasów szkolnych. Mimo, że ciężkie studia medyczne w połączeniu
z pracą kelnerki nieźle dawały jej w kość, to dzięki wsparciu Allen’a jakoś
sobie radziła. Była szczęśliwa, że może wieść życie u boku wspaniałego przyjaciela
i wtedy myślała, że na tym właśnie polega miłość między dwojgiem ludzi. Skrzydeł
dodawał jej też fakt, że w nowym środowisku poznała osoby, które nie
przekreśliły jej już na samym początku i okazywały jej swoją sympatię. Nie
minęło jednak pół roku pod wspólnym
dachem, gdy między nią a chłopakiem pojawiły się pierwsze nieporozumienia.
Zaczęło się od błahostki, przynajmniej tak o tym myślała April. Przy jakiejś
rozmowie wyszło na jaw, że wraz z ukończeniem pełnoletności zdeponowała swój
fundusz powierniczy na cel ubogich i potrzebujących. Allen dostał wtedy szału i
April po raz pierwszy zobaczyła jego drugie oblicze. W swoim napadzie furii
oskarżył ją o naiwność i niegospodarność,
przepowiadając też, że będzie gorzko żałować swojej idiotycznej decyzji.
April absolutnie nie mogła pojąć, dlaczego miałaby żałować takiej decyzji, ale
jeszcze bardziej nie mogła pojąć reakcji chłopaka. Była przekonana, że Allen będzie
ją gorąco wspierał w każdej inicjatywie związanej z pomaganiem ludziom. Wszak
oboje wybrali kierunek studiów, który ściśle się z tym wiązał. Gdy próbowała
się bronić tym argumentem, zaśmiał się tylko szyderczo i stwierdził, że powinna
jeszcze wiele nauczyć się o świecie. Wkrótce sprawa przycichła, jednak od
tamtego momentu April zaczęła odczuwać dziwny niepokój w sercu, który pogłębiał
się z każdą kolejną kłótnią. A miały one miejsce coraz częściej. Allen’owi zaczęło
przeszkadzać w jej osobie dosłownie wszystko- począwszy od nieprzystosowania
społecznego po trudności, jakie miała na studiach. Wytykał jej złośliwie, że
bez jego pomocy nigdy nie dostałaby się na medycynę i dlatego powinna być mu
wdzięczna.
April
czuła, jak z dnia na dzień ulatuje z niej życie, zaczęła też miewać stany depresyjne,
co jeszcze bardziej prowokowało Allen’a do różnych złośliwości. Wtedy
pomyślała, że nadszedł dobry moment, by naprawić stosunki z rodzicami, lecz
spotkało ją kolejne gorzkie rozczarowanie. Rodzice na wieść o przeznaczeniu
funduszu powierniczego zareagowali jeszcze gorzej niż Allen i wtedy April
poczuła, że jest na świecie zupełnie sama. A ten rodzaj samotności był o wiele
gorszy, niż wcześniejszy, którego doświadczała codziennie przez kilkanaście lat.
Z
dnia na dzień rosła w niej niechęć do życia i ludzi, kumulująca się zwłaszcza
po nieudanych próbach dojścia do porozumienia z Allen’em. Jednak uporczywie
próbowała ratować ten związek – wszakże nadal uważała go za najlepszego przyjaciela
i ciężko jej było przekreślić ot tak wspólnie przeżyte lata. Po czasie
zauważyła, że trwała przy nim dalej bardziej z wygody niż z przywiązania –
zwykle ciężko znosiła zmiany i wizja układania sobie życia od nowa powodowała u
niej zawroty głowy. W końcu wyczerpana
tym wszystkim dała sobie na przeczekanie; po miesiącu trwania w stanie
zawieszenia i rozmyślania nad sensem życia, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy
i po prostu wyszła z mieszkania. Na odchodnym powiedziała Allen’owi
najdzielniejszym głosem na jaki mogła się zdobyć, że bardzo żałuje, ale to
koniec. Spojrzała ostatni raz w jego brązowe, wyrażające kompletną
dezorientację oczy i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, ona już się ulotniła.
Wcześniej
załatwiła sobie rzecz jasna nowe lokum – było dość obskurne, ale za marne
oszczędności z pracy dorywczej nie mogła sobie pozwolić na nic lepszego. Gdy
tylko znalazła się w nowym mieszkaniu, poczuła przypływ energii i postanowiła
polepszyć swoje życie jak tylko się da. Zaczęła od drobnych modyfikacji
malutkiego salonu, żeby uczynić tę
klitkę choć trochę przytulniejszą. W międzyczasie snuła plany o zrealizowaniu wszystkich
swoich marzeń i powtarzała sobie uparcie, że na pewno jej się uda. Dawała z
siebie wszystko w pracy i na uczelni. Żyła na pełnych obrotach i czuła
niesłychaną satysfakcję, że wbrew opinii rodziców i Allen’a, umie sama o siebie
zadbać. Stan takiej ekscytacji trwał niespełna 2 tygodnie; później cała jej
wizja idealnego życia zaczęła się sypać. Wystarczyło tylko, że zawaliła jeden
egzamin z chemii, która nie była nawet jej przedmiotem wiodącym. Musiała szybko
nauczyć się do poprawki, zarywała nocki i była wyczerpana, a w jej napiętym
grafiku pojawił się chaos, którego nie potrafiła w żaden sposób ogarnąć. Jeden
niezaliczony egzamin pociągnął ze sobą kolejne i kompletnie załamana April,
musiała przyznać przed samą sobą, że nie radzi sobie bez pomocy Allen’a. Na
domiar złego groziło jej wypowiedzenie z pracy, gdyż nieustannie myliły jej się
godziny rozpoczęcia kolejnych zmian. Wszelkie próby naprawienia zaistniałej
sytuacji kończyły się fiaskiem i April poczuła, że dłużej tak nie pociągnie.
Pod wpływem skrajnych emocji zadzwoniła na uczelnię i poprosiła, by wykreślili
ją z listy studentów. Czuła głębokie rozczarowanie własną słabością, jednak jej
głównym zmartwieniem była teraz kwestia utrzymania i opłaty comiesięcznego
czynszu. Dni mijały a April wegetowała niczym zwiędnięty szklarniowy pomidor,
którego już wszyscy spisali na straty. Czasem tylko marzyła, by znowu wieść
beztroskie życie u boku najlepszego przyjaciela, jednak zdawała sobie sprawę,
że te czasy bezpowrotnie przeminęły. Była dorosła i powinna podejmować dorosłe
decyzje, z tym, że ta cała dorosłość już jej się przejadła, choć ledwie
skończyła 20 lat.
Od momentu rozstania Allen dawał o sobie
regularnie przypomnieć. Wydzwaniał do niej prawie codziennie, kilka razy naszedł
ją też w pracy prowokując niekomfortowe dla niej sytuacje. Kompletnie nie
rozumiał jej decyzji o wyprowadzce i zaczął powątpiewać w jej zdrowie
psychiczne, bo przecież nie odchodzi się od kogoś zupełnie bez powodu. April była tym wszystkim zmęczona i reagowała
dość nerwowo za każdym razem, gdy pojawiał się na horyzoncie, co jeszcze
bardziej utwierdzało go w przekonaniu, że z jej głową jest coś nie w porządku.
Nie był jednak przy tym złośliwy; jego umartwianie się o jej kondycję
psychiczną zdawało się być dyktowane zwyczajną troską dla ukochanej osoby. O
tak, mimo, iż April doprowadzała go do
szewskiej pasji, Allen nadal kochał ją ponad wszystko i rozpaczliwie próbował
przekonać do zmiany zdania. Ona jednak pozostawała nieugięta, mimo iż w
chwilach najgorszego kryzysu łapała się na tym, że zaczyna za nim tęsknić.
Wiedziała jednak, że jej tęsknota jest skierowana do dawnego, wspaniałego
Allena jeszcze za czasów liceum. Ten obecny miał z nim już niewiele wspólnego.
Być może April trwałaby w takim stanie marazmu
jeszcze przez długi czas, nie wiedząc co począć ze swoim życiem i pogrążając
się w coraz głębszej depresji. Pewnie leżałaby na wysłużonej skórzanej kanapie
podsuwając sobie coraz gorsze scenariusze, które mogą wydarzyć się w jej i tak
już beznadziejnym życiu. Następnego dnia ledwie żywa zwlekłaby się do
obskurnego pubu na przedmieściach i serwowałaby najtańsze piwo lokalnym
pijaczkom. Po pracy wróciłaby do depresyjnego mieszkania, z powrotem zwinęłaby
się w kłębek na kanapie i dalej użalała się nad swoim nędznym losem. Jednak
kolejny telefon, który odebrała dwie godziny po stłuczeniu ulubionych różowych
kubków, miał diametralnie zmienić całe jej dotychczasowe
życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz