poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział II



Leżący w salonie telefon rozdzwonił się jak szalony, a każdy kolejny sygnał przeplatał się z trzaskiem rozbijanej o podłogę ceramiki. Ciemne kafelki w ciasnej jak schowek na miotły kuchni, usłane były teraz różowymi odłamkami, nad którymi pochylała się jasnowłosa dziewczyna. Jeszcze przed minutą te odłamki stanowiły komplet jej ulubionych kubków; teraz przepadły na amen, ale ona i tak zastanawiała się, czy uda się jeszcze coś z nich uratować.  To już trzy stłuczone kubki tego dnia,  co dawało razem sześć w tym tygodniu, a jedenaście w tym miesiącu. Natrętny telefon nie przestawał dzwonić, a April Wayden myślała tylko o tym, że jak tak dalej pójdzie, to nie będzie miała z czego napić się kawy. Dopiero gdy skaleczyła się w palec ostrą krawędzią porcelanowego odłamka, oprzytomniała nieco i uzmysłowiła sobie, że hałaśliwy telefon domaga się jej uwagi. Nigdy nie była za pan brat z nowinkami technicznymi, i to co dla większości jej rówieśników było czymś całkowicie naturalnym, dla niej stanowiło skomplikowaną i niepotrzebną do życia machinerię. Nawet obsługa najzwyklejszego telefonu komórkowego sprawiała jej pewne trudności i nie zawsze kojarzyła fakt wygrywania przez komórkę melodii z rozmową przychodzącą.
April wstała chwiejnie i pobiegła w podskokach do salonu. Trochę ją zamroczyło i ledwo dotarła do komody, na której dźwięczała i wibrowała jej komórka. Przez ostatnie dni jadła tyle co kot napłakał, więc dziwne było, że w ogóle miała jeszcze siłę się ruszać.
– Słucham? – przyłożyła poł-przytomnie aparat do ucha, nawet nie patrząc na ID rozmówcy.
– Jak zwykle odbierasz dopiero za dziesiątym razem! – rzucił oskarżycielsko męski głos w słuchawce. – Ty naprawdę jesteś nieprzystosowana do życia w społeczeństwie!
April westchnęła cicho, gdy uświadomiła sobie kim jest jej rozmówca. Nagle poczuła falę wszechogarniającego zmęczenia, która zaczęła zalewać jej umysł i ciało. 
– Cześć Allen – szepnęła do swojego byłego chłopaka i oparła czoło o zimną szybę przybrudzonego okna. Przez te dziwne uczucie znużenia ledwo utrzymywała telefon przy uchu. – Ostatnio dzwonisz niesłychanie często.
– I chyba przestanę to robić, skoro zawsze spotykam się z takim niemiłym powitaniem. Jesteś naprawdę bez serca April. – powiedział Allen rozżalonym tonem a w jej wyobraźni mimowolnie pojawił się makabryczny obraz klatki piersiowej z ogromną czarną dziurą w miejscu, gdzie powinien znajdować się wspomniany przez niego narząd.  – Chciałem tylko sprawdzić co u ciebie…
– Potłukłam dziś trzy ulubione kubki.
– Mogę ci oddać kilka swoich, wystarczy tylko, że mnie do siebie zaprosisz.
– One były niezastąpione.
– Znowu zaczynasz z tymi swoimi dziwactwami, czy ty nie możesz być…
– To były moje ulubione kubki – przerwała mu zasmuconym głosem. To była prawda. April wygrała ten uroczy komplet w szkolnym konkursie na najlepszy projekt nowoczesnego schroniska dla zwierząt, jeszcze w zamierzchłych czasach gimnazjum. Kubki były wściekle różowe, z napisem głoszącym „Make your life pink”, a kawa smakowała w nich o niebo lepiej, niż w zwykłej filiżance. A teraz przepadły i to na domiar złego wszystkie trzy na raz.
– Czy ty nie możesz być normalna? – ponowił swoje pytanie Allen poirytowanym tonem. – To tylko kubki April, rozumiesz?
April nie rozumiała. Te „tylko kubki” przypominały jej o czasach, w których wyraźnie widziała cel swojego życia. Dziś wszystko wyglądało zupełnie inaczej, a wraz z widokiem walających się po podłodze różowych odłamków, czuła, że jest o krok od utraty własnej tożsamości.
– Do widzenia Allen – powiedziała wypranym z emocji głosem, gotowa się rozłączyć.
– April! April, czekaj… Jak zwykle nie można z tobą dojść do porozumienia przez telefon. Spotkamy się? – zapytał z nadzieją w głosie.
– O ile na siebie gdzieś nie wpadniemy, to pewnie nie. Miłego dnia! – pożyczyła mu na koniec i nacisnęła czerwoną słuchawkę. Odłożyła telefon na rozlatującą się komodę i ogarnęła wzrokiem swoje małe mieszkanko. Wszystko tutaj, począwszy od wyposażenia po przybrudzone ściany gryzło się ze sobą kolorystycznie i chyba jeszcze nigdy nie było odnowione. W pękniętym lustrze wiszącym na ścianie obok tandetnego regału ze sklejki, natrafiła na swoje odbicie. Nigdy za specjalnie nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu, lecz tym razem wyjątkowo zaniepokoiło ją to, co zobaczyła. Zmęczona i zabiedzona twarz nie przejawiała żadnych żywych kolorów, a liczne piegi na policzkach i nosie wydawały się kompletnie wyblakłe. Tak samo oczy, które jeszcze do niedawna błyszczały intensywną zielenią, teraz były dziwnie mętne i puste. April przeczesała niechlujnym ruchem ręki matowe włosy w kolorze dojrzałej pszenicy. Wzdrygnęła się mimowolnie, bo były szorstkie i przypominały w dotyku wełniany sweter. W tej chwili musiała przyznać się przed samą sobą, że było z nią bardzo źle. Nawet gorzej niż w ciągu ostatnich kilku tygodni.
– Chyba się rozpłaczę – stwierdziła boleściwie i opadła bez życia na wysłużoną, skórzaną kanapę. Miała wrażenie, jakby zamieniła się z kimś innym na życie, bo przestała cokolwiek poznawać, nawet własne odbicie w lustrze. Wszystko wokół zdawało się wirować z zawrotną prędkością, a ona nie mogła wychwycić momentu, w którym pojawiają się drzwi z napisem „WYJŚCIE EWAKUACYJNE”.
April nie pamiętała, kiedy ostatni raz płakała. Było to chyba jakieś 5 lat temu, gdy zobaczyła na ulicy skomlącego, przymierającego głodem starca. Od tamtej pory nie doświadczyła równie traumatycznej sytuacji, a że nigdy nie była za specjalnie emocjonalna, więc już całkiem zapomniała jak to jest. Pomyślała, że teraz byłby idealny moment na płacz, jednak łzy nie przychodziły. Leżała wpatrując się półprzytomnie w sufit i próbowała wyobrazić sobie swoje dalsze życie, jednak żaden sensowny scenariusz nie przychodził jej do głowy.
Od kiedy rozstała się z Allen’em wszystko jawiło się jako jakieś dziwne i nierealne, a najprostsze życiowe czynności  zdawały się stanowić wyzwanie ponad ludzkie siły.
To nie tak, że April była w czarnej rozpaczy od momentu, w którym oznajmiła mu, że każde z nich powinno pójść w swoją stronę; nic z tych rzeczy. Właściwie to nie czuła większego żalu w związku z rozstaniem i nadal żywiła do niego ciepłe uczucia. Zawiodła się jedynie, gdyż okazał się kimś innym, niż myślała na początku.
Allen Walker był jej pierwszym i zarazem jedynym przyjacielem, jakiego miała w całym swoim życiu. Poznała go na początku szkoły średniej na kursie przygotowującym do egzaminów wstępnych na medycynę. Od razu zwrócił jej uwagę swoją determinacją by dostać się na najlepszą akademię medyczną w kraju. Jednak to nie było wszystko. Jako jedna z nielicznych osób nie stronił od niej; wręcz przeciwnie. Od ich pierwszego spotkania zabiegał o jej względy, a ona nie mogła zrozumieć co nim może kierować. Z reguły ludzie unikali jej od momentu, gdy padało jej nazwisko, ale ona już dawno przestała czuć smutek czy dyskomfort z tego powodu. Żyła samotnie czerpiąc przyjemność z drobnych rzeczy. Allen’a zdawało się w ogóle nie obchodzić jej pochodzenie ani to, jakie plotki krążyły wokół jej osoby. Chodził za nią jak wierny szczeniaczek, rzucając absurdalnymi żartami, które z dnia na dzień coraz bardziej podbijały jej serce. Zaczęli spędzać ze sobą coraz więcej czasu i nim April zdążyła się zorientować, zostali najlepszymi przyjaciółmi. Przy boku Allena codziennie doświadczała całkowicie nowych uczuć i emocji, którymi przesiąkła do głębi serca. Jako, że była kompletną nowicjuszką w tych sprawach, bardzo długo zajęło jej uzmysłowienie sobie, że Allen liczy na coś więcej niż tylko przyjaźń. Choć nie mogła jednoznacznie stwierdzić, czy odwzajemnia jego romantyczne afekty, z czasem zgodziła się na bardziej zażyłą relację. Wszak Allen był inteligentny, przystojny, imponował jej swoją ambicją i miała wrażenie, że jest jej bratnią duszą.
Trzymali się więc razem przez cały okres szkoły średniej, następnie po zdaniu horrendalnie trudnych egzaminów wstępnych, dostali się na najlepszą akademię medyczną w kraju. April cieszyła się jak dziecko, że dzięki Allen’owi jest o krok bliżej spełnienia swoich marzeń. Może i jej nastawienie było nieco naiwne, ale chciała pomagać ludziom i dawać z siebie wszystko jako najlepszy chirurg na świecie.
Rodzice April od początku byli negatywnie nastawieni do tego pomysłu, gdyż od zawsze liczyli, że córka obierze życiową ścieżkę powiązaną z rodzinnym biznesem. Nie uzyskiwała od nich żadnego wsparcia w swoich dążeniach, nieustannie próbowali podciąć jej skrzydła wmawiając, że jako osoba ledwo umiejąca zadbać o samą siebie, na pewno nie będzie umiała zająć się zdrowiem i życiem innych ludzi. April zawsze bardzo kochała i podziwiała rodziców, więc ich postawa wobec jej pragnień złamała jej serce. Tym bardziej więc przywiązała się do Allen’a i w końcu przystała na jego propozycję zamieszkania razem. Wynajęli wspólnie małe mieszkanko w śródmieściu Londynu, które utrzymywali z prac dorywczych i dzięki pomocy finansowej rodziców Allen’a.
Na początku „zabawy w dom” jak myślała o tym czasem April, było między nimi równie kolorowo jak za czasów szkolnych. Mimo, że ciężkie studia medyczne w połączeniu z pracą kelnerki nieźle dawały jej w kość, to dzięki wsparciu Allen’a jakoś sobie radziła. Była szczęśliwa, że może wieść życie u boku wspaniałego przyjaciela i wtedy myślała, że na tym właśnie polega miłość między dwojgiem ludzi. Skrzydeł dodawał jej też fakt, że w nowym środowisku poznała osoby, które nie przekreśliły jej już na samym początku i okazywały jej swoją sympatię. Nie minęło jednak  pół roku pod wspólnym dachem, gdy między nią a chłopakiem pojawiły się pierwsze nieporozumienia. Zaczęło się od błahostki, przynajmniej tak o tym myślała April. Przy jakiejś rozmowie wyszło na jaw, że wraz z ukończeniem pełnoletności zdeponowała swój fundusz powierniczy na cel ubogich i potrzebujących. Allen dostał wtedy szału i April po raz pierwszy zobaczyła jego drugie oblicze. W swoim napadzie furii oskarżył ją o naiwność i niegospodarność,     przepowiadając też, że będzie gorzko żałować swojej idiotycznej decyzji. April absolutnie nie mogła pojąć, dlaczego miałaby żałować takiej decyzji, ale jeszcze bardziej nie mogła pojąć reakcji chłopaka. Była przekonana, że Allen będzie ją gorąco wspierał w każdej inicjatywie związanej z pomaganiem ludziom. Wszak oboje wybrali kierunek studiów, który ściśle się z tym wiązał. Gdy próbowała się bronić tym argumentem, zaśmiał się tylko szyderczo i stwierdził, że powinna jeszcze wiele nauczyć się o świecie. Wkrótce sprawa przycichła, jednak od tamtego momentu April zaczęła odczuwać dziwny niepokój w sercu, który pogłębiał się z każdą kolejną kłótnią. A miały one miejsce coraz częściej. Allen’owi zaczęło przeszkadzać w jej osobie dosłownie wszystko- począwszy od nieprzystosowania społecznego po trudności, jakie miała na studiach. Wytykał jej złośliwie, że bez jego pomocy nigdy nie dostałaby się na medycynę i dlatego powinna być mu wdzięczna.
April czuła, jak z dnia na dzień ulatuje z niej życie, zaczęła też miewać stany depresyjne, co jeszcze bardziej prowokowało Allen’a do różnych złośliwości. Wtedy pomyślała, że nadszedł dobry moment, by naprawić stosunki z rodzicami, lecz spotkało ją kolejne gorzkie rozczarowanie. Rodzice na wieść o przeznaczeniu funduszu powierniczego zareagowali jeszcze gorzej niż Allen i wtedy April poczuła, że jest na świecie zupełnie sama. A ten rodzaj samotności był o wiele gorszy, niż wcześniejszy, którego doświadczała codziennie przez kilkanaście lat.
Z dnia na dzień rosła w niej niechęć do życia i ludzi, kumulująca się zwłaszcza po nieudanych próbach dojścia do porozumienia z Allen’em. Jednak uporczywie próbowała ratować ten związek – wszakże nadal uważała go za najlepszego przyjaciela i ciężko jej było przekreślić ot tak wspólnie przeżyte lata. Po czasie zauważyła, że trwała przy nim dalej bardziej z wygody niż z przywiązania – zwykle ciężko znosiła zmiany i wizja układania sobie życia od nowa powodowała u niej zawroty głowy.  W końcu wyczerpana tym wszystkim dała sobie na przeczekanie; po miesiącu trwania w stanie zawieszenia i rozmyślania nad sensem życia, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i po prostu wyszła z mieszkania. Na odchodnym powiedziała Allen’owi najdzielniejszym głosem na jaki mogła się zdobyć, że bardzo żałuje, ale to koniec. Spojrzała ostatni raz w jego brązowe, wyrażające kompletną dezorientację oczy i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, ona już się ulotniła.
Wcześniej załatwiła sobie rzecz jasna nowe lokum – było dość obskurne, ale za marne oszczędności z pracy dorywczej nie mogła sobie pozwolić na nic lepszego. Gdy tylko znalazła się w nowym mieszkaniu, poczuła przypływ energii i postanowiła polepszyć swoje życie jak tylko się da. Zaczęła od drobnych modyfikacji malutkiego salonu, żeby  uczynić tę klitkę choć trochę przytulniejszą. W międzyczasie snuła plany o zrealizowaniu wszystkich swoich marzeń i powtarzała sobie uparcie, że na pewno jej się uda. Dawała z siebie wszystko w pracy i na uczelni. Żyła na pełnych obrotach i czuła niesłychaną satysfakcję, że wbrew opinii rodziców i Allen’a, umie sama o siebie zadbać. Stan takiej ekscytacji trwał niespełna 2 tygodnie; później cała jej wizja idealnego życia zaczęła się sypać. Wystarczyło tylko, że zawaliła jeden egzamin z chemii, która nie była nawet jej przedmiotem wiodącym. Musiała szybko nauczyć się do poprawki, zarywała nocki i była wyczerpana, a w jej napiętym grafiku pojawił się chaos, którego nie potrafiła w żaden sposób ogarnąć. Jeden niezaliczony egzamin pociągnął ze sobą kolejne i kompletnie załamana April, musiała przyznać przed samą sobą, że nie radzi sobie bez pomocy Allen’a. Na domiar złego groziło jej wypowiedzenie z pracy, gdyż nieustannie myliły jej się godziny rozpoczęcia kolejnych zmian. Wszelkie próby naprawienia zaistniałej sytuacji kończyły się fiaskiem i April poczuła, że dłużej tak nie pociągnie. Pod wpływem skrajnych emocji zadzwoniła na uczelnię i poprosiła, by wykreślili ją z listy studentów. Czuła głębokie rozczarowanie własną słabością, jednak jej głównym zmartwieniem była teraz kwestia utrzymania i opłaty comiesięcznego czynszu. Dni mijały a April wegetowała niczym zwiędnięty szklarniowy pomidor, którego już wszyscy spisali na straty. Czasem tylko marzyła, by znowu wieść beztroskie życie u boku najlepszego przyjaciela, jednak zdawała sobie sprawę, że te czasy bezpowrotnie przeminęły. Była dorosła i powinna podejmować dorosłe decyzje, z tym, że ta cała dorosłość już jej się przejadła, choć ledwie skończyła 20 lat.
Od momentu rozstania Allen dawał o sobie regularnie przypomnieć. Wydzwaniał do niej prawie codziennie, kilka razy naszedł ją też w pracy prowokując niekomfortowe dla niej sytuacje. Kompletnie nie rozumiał jej decyzji o wyprowadzce i zaczął powątpiewać w jej zdrowie psychiczne, bo przecież nie odchodzi się od kogoś zupełnie bez powodu. April była tym wszystkim zmęczona i reagowała dość nerwowo za każdym razem, gdy pojawiał się na horyzoncie, co jeszcze bardziej utwierdzało go w przekonaniu, że z jej głową jest coś nie w porządku. Nie był jednak przy tym złośliwy; jego umartwianie się o jej kondycję psychiczną zdawało się być dyktowane zwyczajną troską dla ukochanej osoby. O tak,  mimo, iż April doprowadzała go do szewskiej pasji, Allen nadal kochał ją ponad wszystko i rozpaczliwie próbował przekonać do zmiany zdania. Ona jednak pozostawała nieugięta, mimo iż w chwilach najgorszego kryzysu łapała się na tym, że zaczyna za nim tęsknić. Wiedziała jednak, że jej tęsknota jest skierowana do dawnego, wspaniałego Allena jeszcze za czasów liceum. Ten obecny miał z nim już niewiele wspólnego.

Być może April trwałaby w takim stanie marazmu jeszcze przez długi czas, nie wiedząc co począć ze swoim życiem i pogrążając się w coraz głębszej depresji. Pewnie leżałaby na wysłużonej skórzanej kanapie podsuwając sobie coraz gorsze scenariusze, które mogą wydarzyć się w jej i tak już beznadziejnym życiu. Następnego dnia ledwie żywa zwlekłaby się do obskurnego pubu na przedmieściach i serwowałaby najtańsze piwo lokalnym pijaczkom. Po pracy wróciłaby do depresyjnego mieszkania, z powrotem zwinęłaby się w kłębek na kanapie i dalej użalała się nad swoim nędznym losem. Jednak kolejny telefon, który odebrała dwie godziny po stłuczeniu ulubionych różowych kubków, miał diametralnie zmienić całe jej dotychczasowe życie.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz