wtorek, 3 marca 2015

Rozdział I



– Mówię ci, to było przeznaczenie!
– Nie wydaje mi się, by istniało coś takiego jak przeznaczenie, nie bądź ignorantem mój najdroższy. To ludzie są twórcami swojego losu i piszą swoje własne historie. –  powiedziała miękko aczkolwiek stanowczo dziewczyna i pociągnęła łyk piwa z pękatego kufla. Siedzący naprzeciwko niej chłopak wyglądał, jakby chciał odpowiedzieć coś kąśliwego, jednak po chwili porzucił swój zamiar i tylko pokręcił głową zrezygnowany.
Oparty luzacko o kontuar baru Harry wcale nie dziwił się temu biedakowi. Obserwował ukradkiem tę dziwną parę od jakiegoś czasu i mógł z całą pewnością stwierdzić, że dziewczyna była ciężkim przeciwnikiem w dyskusji. Jakiego tematu by nie poruszyli, ona po chwili znajdowała odpowiedni argument, bądź kontrargument, którym mogła poprzeć swoje racje.
„Catherine”, bo takie imię nadał w myślach dziewczynie, bardzo mu się spodobała. Nie chodziło tylko o jej ponadprzeciętną urodę, a musiał przyznać, że była nadzwyczajnie piękna. Miała taki delikatny, dziewczęcy typ urody, który przywodził na myśl coś wyglądało na kruche i delikatne z zewnątrz a w rzeczywistości było twarde w środku. Jak jasny kryształ osadzony na skalnej ścianie ciemnej jaskini, który momentalnie zwraca uwagę potencjalnego spedytora. Jednak i tak największe wrażenie zrobił na nim sposób, w jaki wypowiadała każde słowo – podniośle a wręcz z emfazą, przeciągając każdą pojedynczą głoskę, jakby nie znajdowała się w obskurnym pubie sącząc tanie piwo, a na deskach teatru odgrywając rolę szalonej Ofelii. Jednocześnie miała przy tym tak nieobecny wzrok, jakby myślami znajdowała się gdzieś daleko we własnym ogrodzie wyobraźni. W trakcie swojej obserwacji Harry zauważył, że uśmiechała się co chwilę pod nosem w najmniej odpowiednich momentach, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że mimo aktywnego udziału w rozmowie, myślami była zupełnie gdzieś indziej. To było doprawdy imponujące – mieć tak podzielną uwagę, by bujać w obłokach i jednocześnie udzielać swojemu rozmówcy nie tylko sensownych ale przede wszystkim mądrych odpowiedzi.
Jej towarzysz z kolei wydał mu się dość bezbarwny i Harry z zadowoleniem stwierdził, że tytuł najprzystojniejszego mężczyzny na sali należy do niego samego. Zupełnie nie przeszkadzał mu fakt, że konkurencję miał raczej mierną – oprócz niego i wspomnianego towarzysza „Catherine”, w obskurnym pubie nie było nikogo innego. Nawet barczysty barman George, który był jednocześnie właścicielem tej speluny, zniknął na zapleczu jakieś pół godziny temu. Swoją drogą co ten typek tak długo tam robi? Harry przyszedł tylko odebrać na polecenie swojej szefowej jakąś fakturę, a wyglądało, jakby właściciel musiał się po nią udać na drugi koniec miasta. Zaczął ze zniecierpliwieniem stukać obcasem pantofla o drewnianą podłogę. Tak naprawdę, to miał na nogach znoszoną parę adidasów, ale załatwiając sprawy dla szefowej lubił sobie wyobrażać, że jest ubrany w drogi garnitur i stylowe mokasyny.
Głęboko wierzył w to, że kiedyś w życiu osiągnie taką pozycję, że adidasy będzie zakładał tylko i wyłącznie na poranny jogging z osobistym trenerem. Albo trenerką, byle ładną i kształtną. Od dziecka marzył, by być w przyszłości kimś więcej, niż tylko szarym, bezimiennym pracownikiem jakiejś podejrzanej korporacji, lub co gorsza zabiedzonym stoczniowcem, z rękoma poniszczonymi od ciężkiej pracy fizycznej.  Najbardziej podobała mu się wizja siebie samego jako światowej sławy muzyka lub aktora, który stojąc na czerwonym dywanie uśmiecha się zniewalająco w stronę zgromadzonego tłumu fanów i paparazzich. Może i było to trochę próżne z jego strony, ale nie mógł nic poradzić, że urodził się z osobowością performera. Od małego lubił, gdy ludzie zwracali na niego uwagę i zawsze robił wszystko, by te zainteresowanie swoją osobą jak najdłużej utrzymać. I choć jego teatralne gesty i przesadnie dramatyczne pozy stały się z czasem ulubionym obiektem kpin wśród znajomych, to on nie zamierzał nigdy rezygnować z tej części samego siebie. Uważał, że oprócz wrodzonego talentu aktorskiego i muzycznego miał też wszystkie inne predyspozycję, by zostać gwiazdą. Był przystojny, wystarczająco inteligentny i zabawny a barwna osobowość była tego wszystkiego doskonałym dopełnieniem. Dziewczyny szalały za jego zielonymi oczami, co chwilę też słyszał od nich komplementy odnośnie „burzy uroczych loczków” na głowie, jak zwykle określały jego włosy. Wszystko to sprawiało, że czuł się w swojej własnej skórze nawet lepiej niż doskonale. Harry wiedział jak zrobić pożytek ze swoich licznych talentów – brał udział w szkolnych przedstawieniach, musicalach, konkursach piosenki i innych tego typu wydarzeniach, jednak cały czas czuł niedosyt i wiedział, że musi mierzyć coraz wyżej. Jednak było pewne ale.
Oprócz tego, że pragnął zostać gwiazdą, w zasadzie nie miał bardziej sprecyzowanego pomysłu na siebie. Nigdy nie lubił tego idiotycznego określenia „pomysł na siebie”, ale musiał przyznać, że w obecnej sytuacji stanowiło to dla niego nie lada problem. Po prostu brakło mu zamysłu, czym konkretnie i w jaki sposób mógłby się wybić z całej rzeszy nastolatków z podobnymi aspiracjami.
– Wybacz młody, nie mogłem tego znaleźć w stercie innych papierów – zachrypnięty głos barczystego barmana wyrwał go z zamyślenia.
– Spoko George, nigdzie mi się nie spieszyło – uraczył mężczyznę łaskawym spojrzeniem, po czym chwytając od niego świstek papieru zeskoczył z wysokiego stołka. Już miał się zbierać do wyjścia, lecz postanowił jeszcze na odchodnym spróbować swojego szczęścia.
– W sumie to jednak trochę się naczekałem, może zaserwujesz mi piwo na koszt firmy?
– Nie bądź śmieszny młody, przecież doskonale wiem, że jesteś niepełnoletni.
George zganił go wzrokiem, jednak po chwili uśmiechnął się przyjaźnie. Mimo wszystko lubił tego swawolnego dzieciaka, przez którego wredna kierowniczka okolicznej piekarni załatwiała różne służbowe sprawy. Swoją drogą współczuł mu, że musiał pracować dla takiej jędzy. Z tego co wiedział,  to ta Margaret nieźle dawała popalić swoim pracownikom, zwłaszcza tym najmłodszym.
Harry westchnął z nieukrywanym zawodem, nierad, że nie udało mu się podpuścić George’a. Kątem oka dostrzegł, że zupełnie niepostrzeżenie po jego lewej stronie pojawiła się jasnowłosa postać. Obrócił leniwie głowę, by spojrzeć prosto w twarz dziewczyny, którą wcześniej obserwował – „Catherine”. W pierwszej chwili pomyślał, że przyszła zamówić kolejne piwo, jednak nic takiego nie padło z jej ust. Właściwie to nawet nie skierowała się w stronę barmana. Dopiero po chwili, szczerze zaskoczony uzmysłowił sobie, że jej spojrzenie utkwione było w nim samym. Wpatrywała się w niego tak bez słowa, a on poczuł dziwne mrowienie gdzieś w podbrzuszu. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło, aby czyjś wzrok go skrępował, wręcz przeciwnie – przecież uwielbiał zwracać na siebie uwagę. Lecz w tamtym momencie nie robił nic, by wzbudzić czyjeś zainteresowanie, a mimo to stał się obiektem intensywnej obserwacji. W jej spojrzeniu było coś, czego nie mógł rozgryźć. Było z jednej strony natarczywe i bezczelne, a z drugiej całkowicie pozbawione emocji. Jakby takie gapienie się na człowieka dłużej niż kilka sekund było na porządku dziennym. Po chwili jednak przyszło mu do głowy, że może dziewczyna znowu odpłynęła gdzieś w głąb świata fantazji. Mimo iż miała oczy skierowane prosto na niego, to prawdopodobnie nawet go nie dostrzegała. Tak, to musi być to. Odprężył się dzięki sensownemu wytłumaczeniu podsuniętemu przez własny mózg i już spokojniejszy odwrócił od niej swój wzrok.
Harry nie zdawał sobie sprawy, że wcześniejsza autosugestia była tak dalece błędna, jak to tylko możliwe. Blondwłosa piękność nazwana przez niego „Catherine”, z całą pewnością nie odpłynęła nigdzie myślami – wręcz przeciwnie – lustrowała jego osobę z rosnącym zainteresowaniem. Mimo, że miał na sobie ciemny płaszcz okrywający większość ciała, wydał jej się bardziej barwny w porównaniu z resztą ludzi, których ostatnio spotkała. Dzięki temu dziwnemu odczuciu miała wrażenie, że gdzieś już go widziała. Zaczęła wertować w pamięci wszystkie sytuacje i twarze z ostatniego okresu, lecz bez rezultatów. Zawiedziona postanowiła zapytać go wprost.
– Ej.
Harry odwrócił zdziwiony głowę. Nie wiedział czy dziewczyna zwracała się do niego, czy może do barmana, jednak smukły palec wskazujący, wycelowany prosto w jego pierś, rozwiał wszelkie wątpliwości.  
– Jesteś idolem nastolatek? – zapytała bez ogródek przekrzywiając głowę niczym ciekawski szczeniaczek. Harry znowu poczuł się zbity z tropu. Te pytanie wydało mu się kompletnie niedorzeczna i w pierwszej chwili nie wiedział jak ma zareagować.
– Nie jestem, ale chciałbym być – odpowiedział w końcu decydując się na szczerość. Wyglądała, jakby ta informacja nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia. W ogóle cała wyglądała i zachowywała się, jakby nic na tym świecie nie było w stanie jej zdziwić, pomyślał skonsternowany.  
– Och. Teraz rozumiem.
Harry chciał się natychmiast dowiedzieć co takiego zrozumiała, ale powstrzymał się gdy zauważył, że dziewczyna ponownie otwiera usta.
– W takim razie będziesz idolem nastolatek – powiedziała z takim przekonaniem, że zrobiło mu się przyjemnie jak nigdy. Cieszył się, że ktoś go dostrzegł mimo, iż nawet nie popisał się niczym ciekawym. Nagle uleciało z niego całe wcześniejsze zmieszanie. Zrobił dwa kroki w jej stronę. Gdzieś z tyłu głowy przemknęła mu wizja oszalałej, bijącej go trzepaczką szefowej, ale szybko ją od siebie odsunął bo poczuł nieodpartą ochotę, aby podyskutować trochę z tą ekscentryczną dziewczyną. 
– Dlaczego tak myślisz? – zapytał zadowolonym głosem wyjmując ręce z kieszeni, bo przypomniały mu się mamine wykłady o kulturze względem rozmówcy. „Catherine” wzruszyła ramionami. Ciężko jej było wytłumaczyć całkowicie obcej osobie swoje niecodzienne odczucia.
– Po prostu widzę to w tobie. Masz takie usta, jakbyś często operował głosem.
Harry’ego zdziwiła jej umiejętność trafnej obserwacji. A przecież wcześniej wydawało mu się, że nie była zainteresowana takimi przyziemnymi sprawami. 
– Co nie oznacza, że od razu będę sławny – rzucił wyzywająco, ciekaw jakim argumentem zamierza wybrnąć z tak postawionej sprawy. Dziewczyna także była zaciekawiona obrotem sytuacji. Zauważyła, że od samego początku biła od niego pewność siebie, którą teraz próbował nieudolnie schować do kieszeni. Co chciał tym osiągnąć? Z pewnością był jeszcze bardziej interesującą osobą, niż za jaką go wzięła na początku.
– Wystarczy trochę się postarać, kędzierzawy chłopaku. – Harry momentalnie roześmiał się na jej dziwaczne określenie. Ona nic sobie z tego nie zrobiła i kontynuowała z bezbrzeżnym spokojem w głosie – Wiesz, widziałam w telewizji takiego chłopaka. Leo? Lub Liam? Jakoś tak. To był ten cały X-factor, ale mogę się mylić bo słabo się znam na telewizji.
Harry słuchał z rosnącym napięciem jej wywodu. Nie kojarzył żadnego wybitnego Leo czy Liam’a, który brał udział w tym programie, więc był niezmiernie ciekaw, co dziewczyna zamierza mu w ten sposób przekazać.
 – No i ten Leo był całkiem słodki i nieźle śpiewał, ale czułam, że czegoś w nim brakowało. – mówiła dalej melodyjnym głosem – Najpierw chyba przeszedł do następnego etapu, ale później odpadł. Najwyraźniej jurorzy byli tego samego zdania co ja.
„Catherine” zamilkła, kończąc swoją wypowiedź bez żadnej puenty. Po prostu wpatrywała się w niego jak gdyby nigdy nic i Harry poczuł lekkie zniecierpliwienie. Czy nikt tej dziewczyny nigdy nie uświadomił, że tego typu wypowiedź powinna kończyć się jakąkolwiek konkluzją?
– A co to ma wspólnego ze mną?
– Czy to nie oczywiste? – Harry mógłby przysiąc, że usłyszał w jej głosie lekkie rozbawienie. Wypuścił głośno powietrze z płuc przewracając oczami. 
– Nie do końca.
– Tobie tego czegoś nie brakuje.

***

Gdy pół godziny później wchodził do piekarni, w jego głowie cały czas odbijały się echem słowa dziewczyny – „Tobie tego czegoś nie brakuje”. Próbował dowiedzieć się o co jej konkretnie chodziło, ale wtedy podszedł jej towarzysz ze stolika oznajmiając cierpkim głosem, że muszą się zbierać. „Catherine” uśmiechnęła się do Harry’ego w krzepiący sposób a on czuł narastającą frustrację i niedosyt z powodu gwałtownie przerwanej rozmowy. Był pewien, że ten chłopak zrobił to specjalnie. Wydawał się być po prostu zazdrosnym frajerem, któremu nie spodobało się, że ktoś inny skradł uwagę pięknej dziewczyny. Będąc już przy wyjściu obróciła do niego głowę, uśmiechnęła się po raz ostatni rzucając ciche „do zobaczenia” po czym oboje zniknęli za drzwiami. W pierwszej chwili chciał podążyć za nimi, chciał jeszcze choć przez chwilę porozmawiać z „Catherine”. Jednak po kilku sekundach darował sobie te zamiary, bo zdał sobie sprawę, że mogłoby to nie spodobać się jej chłopakowi, czy kimkolwiek był dla niej ten arogancki typ. Wizja złamanego w bójce nosa wywołała u niego nieprzyjemny dreszcz, więc odczekał jeszcze kilka chwil, zanim opuścił pub na dobre. Barman George stwierdził, że nigdy wcześniej nie widział tej dziewczyny, więc Harry doszedł do wniosku, że razem ze swoim towarzyszem musieli być parą turystów, których nie wiadomo w jakim celu przywiało do tej dziury. A więc szanse na ponowne spotkanie zmalały prawie do zera. Zwłaszcza, że dziś był ostatni dzień weekendu i nieliczni turyści, którzy zawitali kiedykolwiek w progach Holmes Chapel, zawsze zmywali się stąd wraz z kończącą się niedzielą.
Tak jak wcześniej przewidział, szefowa była na niego wściekła, jednak Harry’ego niewiele to obeszło. Jego myśli krążyły wokół zupełnie innych spraw. Stał przed nią z nieprzytomnym wzrokiem podczas gdy ona opieprzała go od góry do dołu, bryzgając śliną jak rozjuszony pies. Jego mózg zarejestrował ledwo kilka pojedynczych słów typu „oszołom” czy „niewydarzony”, lecz większa część jego myśli skupiona była wokół dziwnej Catherine i muzycznych programów telewizyjnych. Kalkulował intensywnie swoje szanse dostania się do X-factor’a, jednocześnie układając listę potencjalnych piosenek, które mógłby zaśpiewać na przesłuchaniach.
– Ej gówniarzu! – zbulwersowany wrzask szefowej w końcu sprowadził go na ziemię. Stała przed nim zasapana i cała czerwona ze złości. – Nawet twój mętny wzrok wskazuje na to, że musisz być jakiś niedorobiony! Albo co gorsza bierzesz narkotyki!
– O tak, biorę je bez przerwy! Najczęściej daję sobie w żyłę tuż przed pójściem do pracy! – odpowiedział skwapliwie mając całkowicie gdzieś co kobieta sobie o nim pomyśli. Od kiedy zmieniło się kierownictwo, ciężko tu było wytrzymać, więc stara wiedźma mogła go sobie wyrzucić na zbity pysk. On od kilku minut i tak miał już sprecyzowane plany na najbliższą przyszłość, a usługiwania tej jędzy na pewno w nich nie było. Szefowa zapowietrzyła się, po czym wskazała mu drzwi. Harry odszedł więc sprężystym krokiem i pomachał jej przyjaźnie na do widzenia, co tylko rozsierdziło ją jeszcze bardziej. Wybiegła za nim i wymachując pięścią odgrażała się, że jak jeszcze raz go zobaczy, to poszczuje go swymi psami. On tylko śmiał się w głos i już nie wiedział, czy to z irracjonalnego zachowania szefowej, czy może z powodu uczucia lekkości na duszy, związanego z tym, że kończył pewien etap w życiu i już szykował się do rozpoczęcia następnego.

– O tak droga Catherine, do zobaczenia – zaśpiewał pod nosem w rytm skocznej melodii. W tej chwili przepełniały go najróżniejsze emocje, lecz przede wszystkim nie mógł doczekać się wcielenia swoich planów w życie. Był niezmiernie wdzięczny tej dziewczynie, że otworzyła jego umysł na coś tak oczywistego, czego  wcześniej jednak nawet nie brał pod uwagę. Słowa, którymi go pożegnała, teraz nabrały nowego znaczenia. Być może Harry już nigdy więcej jej nie zobaczy, ale był za to pewien, że ona wkrótce go ujrzy, a już na pewno usłyszy jego głos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz